Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the uncanny-automator domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /storage/www/staging.roza.pl/wp-includes/functions.php on line 6121

Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the bp-custom-order-status domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /storage/www/staging.roza.pl/wp-includes/functions.php on line 6121

Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the uncanny-automator-pro domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /storage/www/staging.roza.pl/wp-includes/functions.php on line 6121

Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the woocommerce domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /storage/www/staging.roza.pl/wp-includes/functions.php on line 6121
Wspomnienia z Bałtyku II | Róża Wiatrów
Wspomnienia z Bałtyku II

Wspomnienia z Bałtyku II

Druga część wspomnień

kapitana Marka Popiela z rejsów po Bałtyku,
organizowanych przez Różę Wiatrów w sezonie 2011

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

Świnoujście II

Nowa załoga zbiera się powoli, więc mam dość czasu na drobne zakupy i prawdziwy obiad zamiast słoikowych ingrdiencji. Wieczorem jeszcze wspólna kolacja na mieście z nową

załogą i kolejna noc na nieruchomej koi. Rano kąpiel, śniadanie, uzupełnienie wody i paliwa.

Prognoza pogody zapowiada słabe wiatry z południa zatem trzeba z nich skorzystać – prosto w stronę Kopenhagi.

Holviken Prognoza jak to prognoza. Do wieczora się sprawdzała co pozwoliło bez bólu dopłynąć do trawersu Jasmundu. Dalej zaczęły się schody z burzowymi szkwałami. i deszczem oraz wiatrami ze zmiennych kierunków lub w ogóle bez kierunku. Świeżym sternikom sterowanie sprawiało sporo

trudności i nierzadko kończyło się wracaniem do Świnoujścia. Z punktu widzenia wizyty w Kopenhadze noc była stracona. Rano dopiero wiatr zdecydował się wiać z zachodu i jakkolwiek nie był to korzystny kierunek, przynajmniej wiadomo było czego się spodziewać Pod wieczór wiatr osłabł i aby zdążyć na ostatnie otwarcie mostu nad kanałem Falsterbo trzeba się było się przeprosić z silnikiem. Do główek dopływamy o ósmej i z daleka podziwiamy jak most się otwiera a potem zamyka. Trzeba było czekać godzinę na kolejne otwarcie. Wreszcie nadchodzi nasza pora i po przejściu pod skrzydłami mostu cumujemy do zewnętrznego pomostu mariny bez szukania jakiegoś lepszego miejsca.

Kolacjaaaa!!!

Christianshavnen

Rano (t.zn. O 11 ) udaje się nam oderwać od kei. Nie było potrzeby się spieszyć, bo do

przepłynięcia nieco ponad 20 mil a wiatr i tak miał się obudzić dopiero koło południa. Stawiamy

więc grnuę i do pomocy bezana. Wiatr w plecy, więc grot tylko by przeszkadzał genui pracować.

Najpierw starannie trzymając się wytyczonego toru, później już na przełaj, gdy głębokość na to

pozwala płyniemy do Kopenhagi. 6 węzłów okazuje się zrozumiałe, gdy mijamy kolejne boje w

Sundzie i kipiący wokół nich kilwater. Przy południowym wietrze nadmiar wody wraca z

Bałtyku na ocean. Wchodzimy do portu. Mijamy zapchaną do ostatniego miejsca Longelinię i

kierujemy się do kanału Christianshavnen. Wygląda, że i tu nie ma szansy na postój ale nagle, o

dziwo, na wschodnim brzegu jest wolne miejsce opatrzone zieloną plakietką. Wprowadzenie z

zaskoczenia długiego jachtu w taki zakamarek okazuje się trudnym zadaniem ale jednak, dzięki

wspólnemu trudowi załogi się udaje. Nawet rufa nie wystaje zbyt daleko i tramwaj się za nią

mieści. Kolacja w hippisowskiej knajpce w Christianii. Załoga rusza zdobywać Kopenhagę a ja,

zostaję za psa łańcuchowego. Szlifowanie bruków już mnie nie rajcuje.

Roedvik

Ranek pochmurny. Budzi mnie alarm do wysłuchania prognozy pogody. Wiatr

południowy do południowo wschodniego. Biednemu zawsze wiatr w oczy. W porcie wydawało

się, że wiatr jest ze wschodu ale za każdym zakrętem wiatr zakręca również i wciąż wieje w

oczy. Nadal otrzymuje się prąd na północ, więc wypadkowa prędkość wypada żałośnie. Za Nord

Rose udaje się nawet postawić grota, ale z silnika zrezygnować nie można. Dopiero za Dragor

można postawić genuę a nieco później nawet bezana. Szybkość zaczyna muskać 6 węzłów. Wiatr

jednak słabnie i szybkość przestaje być imponująca. Przed 18 zrzucamy genuę, która nie

pozwala nam płynąć dostatecznie ostro i znowu odpalamy silnik. Całe wybrzeże usiane jest

palami na których rozpięte są sieci – trzeba uważać. Wreszcie tuż przed 19 wchodzimy do

malowniczego lecz totalnie zapchanego Roedvik. Chwila przerwy na nabranie wody bo zaraz

ruszamy dalej. Plany wieczornego wyjścia wzięły jednak w łeb, bo wiatr wysłuchał niemieckiej

prognozy pogody i poszedł spać a perspektywa całonocnego słuchania silnika nikomu się nie

uśmiechała. W nocy przeszedł ulewny deszcz. Rano nadal totalna flauta. Wreszcie coś się w

powietrzu dzieje i koło 11.00 ruszamy na morze. Najpierw trzeba odpłynąć poza sieciowe

ogródki potem stawiamy żagle. Na krótko, bo wiatr znika i powoli dryfujemy w stronę dopiero

co pożegnanego lądu. Znowu kaszlaczek w ruch na cztery godziny. Wreszcie pojawia się

nieśmiały powiew z zupełni nie przewidzianego kierunku czyli z południowego zachodu. Tego

nie było w żadnej prognozie. Stawiamy najpierw nieśmiało grota, a gdy się to potwierdza,

dostawiamy genuę i bezana. Lekki wiatr wystarcza aby jacht pomykał w stronę Arkony 5 do 6

węzłów. Bałtyk znowu robi się mały. Niestety – początkujący żeglarze wierzą we wszechmoc

kompasu i skoro na początku kurs wynosił 180 (czytaj 200) to trzymają się tego kursu nie bacząc

na zmiany kierunku wiatru. Tym razem doprowadziło to nas do Dornbusch zamiast Arkony a to

oznacza 17 mil prosto pod słaby wiatr. Więc znowu parę godzin motorkowania. Wreszcie na

świtowej wachcie udaje się ominąć Arkonę i skierować jacht mniej więcej w stronę Świnoujścia

Parę razy trzeba jednak wykonać korygujący hals bo wiatr uparcie wieje z południowego

wschodu. W efekcie do mariny w basenie północnym cumujemy dopiero koło czwartej nad

ranem. Wyspanie się przypadnie chyba dopiero na następną noc.

Tejn

Don Jorge mawia, że mądry skiper sztorm ogląda z portu. Słusznie, ale jak długo można

być mądrym skiperem? Niedzielę przeczekujemy, śledząc prognozy pogody ale w poniedziałek

decyduję się przeskoczyć Bałtyk z pomyślnym wiatrem na Bornholm, zanim się na dobre

rozdmucha. Dodatkowego smaczku nadaje fakt, że jest nas tylko dwóch. Zaczyna się niewinnie

– stawiamy na dziobie małego foka i w drogę kursem 015. Wiatr początkowo umiarkowany goni nas z prędkością 5 węzłów stopniowo nabiera jednak rozmachu. Pojawiają się deszczowe szkwały, które wygładzają fale pokrywając je warstwą piany, a foczek ciężko pracuje i patrzę na niego z niepokojem. Pomiędzy szkwałami fala rośnie imponująco. Od rana raz tylko sporządziłem dla nas gorący kubek i Jacek przygotował parę kanapek ze smalcem. O prawdziwym posiłku nie

można nawet pomarzyć. Na wysokość Roenne dopływamy koło 22 ale przy takim wietrze i fali nie mam odwagi wchodzić do portu.

Tymczasem wiatr zaczyna przekraczać w porywach 35 węzłów i fale rosną do naprawdę wielkich rozmiarów co utrudnia utrzymanie prawidłowego kursu.. Wreszcie mijamy Hammerodde i chowamy się za cyplem. Wiatr nie folguje ale przynajmniej fala zdecydowanie mniejsza. Chwilę walczymy z wściekle łopoczącym fokiem i już na silniku zmierzamy pod osłoną brzegu do Tejn. Allinge w nocy i przy takiej pogodzie uważam za niedostępne. Mijamy szereg statków, które kotwiczą pod osłoną wyspy i o 0315 cumujemy przy roboczym nadbrzeżu w Tejn. Dużego drinka za cudowne ocalenie i spać. Ciekawe, jak długo wypadnie nam tutaj czekać na zmianę pogody.

Simirishamn

Spokojnie prysznic, śniadanko i koło 09.30 oddajemy cumy. Najpierw pół godziny na

silniku, żeby odpompować obfitą po poprzednim etapie zenzę i wreszcie, na wysokości Allinge

stawiamy najpierw genuę, później do pary – bezana. Wieje czwóreczka z południowego zachodu

i łódka pomyka żwawo 5 do 6 węzłów. Najpierw straszą nas trałujące obok nas kutry a później

statki, których głębokowodną rutę właśnie przecinamy. Poza tym luzik i po kawce i pięciu

godzinach leniwej żeglugi cumujemy w Simirishamn. O dziwo, port pustawy i miejsca dla

Wodnika pod dostatkiem. W zestawieniu z Tejn czeka na nas tutaj metropolia. No… metropolijka.

Sassnitz

Prognozy zapowiadały czwórkę z zachodu, ale poranek w Simirishamn wygląda smętnie.

Wszystkie flagi patrzą zdecydowanie w dół. Zjadamy solidne śniadanie i ruszamy w drogę. Początkowo wiedzie ona wzdłuż szwedzkiego brzegu i słaby wiaterek niczym czwórki nie przypomina. Stawiamy kolejno wszystko co mamy i jacht zaczyna żeglować coraz żwawiej. Po wyjściu za cypel lądu zaczyna wiać dobre 15 węzłów i prędkość oscyluje między 5 a 6. Lekka fala i słonko rozświetlające baranki na morzu dodaje uroku. Ujmuje uroku zbliżanie się do ruchliwej ruty, co w końcu zmusza bas do zrobienia zwrotu. Mój mądry komputer informuje mnie, że:”velocity making good” wynosi -2 węzły. Na szczęście zbiegowisko statków się rozchodzi i możemy wrócić na właściwy kurs. Zostało 42 mile. W miarę jak wysoki brzeg Jasmundu wynurza się zza horyzontu, wiatr łagodnieje i wreszcie czas przestać się oszukiwać. Zwalamy kolejno żagle i znowu donośny terkot naszego Perkinsa rozchodzi się po morzu. Jeszcze jedna niespodzianka w postaci południowej kardynałki w samym wejściu do portu i ostatecznie o północy możemy odstawić silnik i pogasić światła.

Marina – widmo, strasząca martwo od paru lat zniknęła i stajemy longside przy falochronie. Do

sanitariatów daleko, na szczęście stoją na kei tojtojki. Szybko spać.

Znowu Świnoujście

Poranek nie budzi nadziei. Wszystko co powinno łopotać zwisa smętnie.

Cierpliwości – w Simirishamn też tak było. Więc śniadanie, krótki spacer po mieście połączony z degustacją niemieckiego piwa i tuż przed 12 oddajemy cumy. Na zatoce jakiś wiaterek występuje i to zgodnie z zasadą obowiązującą dżentelmenów – z baksztagu. Szybko stawiamy żagle i nawet

mamy chwilę satysfakcji, bo wyprzedzamy niemiecką Bavarkę. Jednak na długo tego dobrego

nie starcza i po dwóch godzinach cierpliwego ciułania wiatru odpalamy maszynę. Najlepszy ze

znanych sposób zamiany węglowodorów na hałas. W końcu jednak wiatr się reflektuje i do

samego Świnoujścia pomykamy 5 do 6 węzłów. Jacek dopuszcza mnie do steru tylko wtedy, gdy

musi się cieplej ubrać lub nikotynowy nałóg bierze nad nim górę, No i jeszcze wtedy, gdy

kapitana ogarnia głód bo od tej strony Jacek jest niezastąpiony. W marinie meldujemy się koło

22 i poszukujemy miejsca do zacumowania. Pierwsza próba okazuje się niewypałem bo

chodniczek na betonowym nadbrzeżu straszy jeszcze zbrojeniami a na dodatek nasz kabel nie

sięga do rozdzielnicy elektrycznej. Po krótkim spacerze wybieram kawałek pirsu pomiędzy

dwoma pływającymi pomostami. Miejsca na styk ale dajemy radę. Szybko spać. Rano

pożegnanie z moim dzielnym załogantem i zaczynam czekanie na nową załogę.

Marek Popiel


– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

*Kapitan Marek Popiel jest jednym z najlepiej rozpoznawalnych polskich kapitanów jachtowych. Koledzy z którymi przekraczał koło polarne nazwali go Białym Wielorybem i pod tym żeglarskim imieniem jest powszechnie znany w środowisku.

Co znajdziesz na naszym blogu?

Nasze wpisy mają przekazywać realną wartość w postaci pomocnych informacji, które pomogą rozwiać Twoje jakiekolwek wątpliwości dotyczące wyjazdów.

Ostatnie wpisy

Rejsy jachtem a obozy żeglarskie – jaka jest różnica?

Rejsy jachtem a obozy żeglarskie – jaka jest różnica? Lato na Mazurach? Brzmi świetnie – ale jeśli szukasz wyjazdu żeglarskiego dla dziecka lub nastolatka, możesz szybko natknąć się na pytanie: czym różni się obóz żeglarski od rejsu jachtem? I który wybrać? „Żeglarski...

Jak wybrać obóz dla dziecka w Polsce?

Jak wybrać obóz dla dziecka w Polsce? Wybór odpowiedniego obozu lub kolonii to jedna z ważniejszych decyzji, jakie podejmują rodzice w okresie letnim. To nie tylko kwestia logistyczna – to także inwestycja w rozwój, pasje i samodzielność dziecka. Warto więc dobrze się...

Obóz młodzieżowy 2025 – rok premier w Róży Wiatrów

Lato 2025 zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nim – zupełnie nowe pomysły na niezapomniane wakacje! Jeśli szukasz inspirującego, pełnego wrażeń i pasji obozu młodzieżowego, mamy dla Ciebie dobrą wiadomość: Róża Wiatrów otwiera sezon pełen świeżości, energii i...

Bądź z nami na bierząco